środa, 30 stycznia 2013

In the end it doesn't even matter.

Wiele bym oddała za umiejętność ogarniania matematyki bez zbędnego stresu.
Nie dość, że całe życie staram się nie popaść w obłęd to jeszcze mam wrażenie,
że kobieta od maty skutecznie chce zniweczyć moje dotychczasowe osiągnięcia,
doprowadzając mnie do skrajnego wyczerpania psychicznego.
Przepraszam, ale na co mi ciągi geometryczne i arytmetyczne?
A logarytmy?!
Jednym słowem: jajebie.
Nie dość, że królowa nauk to jeszcze parę innych kwestii zawraca mi głowę.
Nadal nie nauczyłam się, że najpierw powinnam pomyśleć tysiąc razy zanim coś powiem.
Czy po porostu mam kłopot z wyrażaniem uczuć?
Jakich uczuć!?
Boże, coś się ze mną dzieje a nawet nie potrafię określić o co mi chodzi.
I rozpaczliwie staram się sobie wmówić, że "to nic"
Dlaczego tak bardzo kocham nieświadomie komplikować sobie życie?
Tak bardzo brakuje mi zdecydowania, że to aż smutne.
Jestem jak małe dziecko, które płacze że "chciałoby coś" ale nie potrafi sprecyzować co.
Bo jednocześnie chcę mieć wszystko a kiedy ktoś mi coś oferuje - uciekam jak najdalej.
Oprócz konfliktu świadomości, zostaje mi jeszcze rozszerzona historia.
Co to dla mnie przemiany gospodarczo-społeczne w Europie,
 oświecenie, absolutyzm w Rosji, Austrii i Prusach, powstanie USA, rewolucja francuska,
 Francja czasów Napoleona i sprawa polska w okresie napoleońskim!?
To był dopiero trzeci dnień a już mam dość tej szkoły i ludzi w niej.
Chyba jedynymi pozytywnymi aspektami jest to, że
1) udało mi się sprzedać dwie figurki 450 złotych, yey, będzie szoping!
Niestety dopiero 10 lutego dostanę pieniądze, więc musze jeszcze poczekać...
2) sukienka, którą zamówiłam w listopadzie i która rzekomo zaginęła i otrzymałam za nią zwrot
wczoraj do mnie dotarła! 
Nie mam pojęcia czy będę musiała im za nią oddać pieniądze ale mam nadzieję, że nie.
Stylizację postaram się zrobić jak najszybciej, a ogólniej jeśli D uraczy mnie zdjęciami.
Jest prześliczna, kocham kołnierzyki to chyba każdy wie a czarne proste sukienki to już w ogóle.


3) nareszcie widać mi żebra, jestem taka szczęśliwa, aww<3
A tym czasem lecę uczyć się angielskiego i napisać prace z wosu.
Konstytucja oktrojowana & delikt konstytucyjny, mrrrał.

Jeszcze na koniec kilka zdjęć, mojego ryja też, yey!


A tu mój pokój po przemeblowaniu, sądzę, że teraz jest więcej miejsca 
ale nadal mam ochotę go zrównać z ziemią, nu.

* * *
When love is not madness
it is not love.

piątek, 25 stycznia 2013

Did you miss me?

So I can prove to you that,
I'm so much better than him.
* * *

Wiadomo nie od dziś, że jestem wiecznym dzieckiem,
 a mój rozwój zatrzymał się w co najwyżej szóstej klasie podstawówki.
Jednak żyje mi się z tym bardzo dobrze.
Wczoraj z K i D wpadły dalej wspierać mnie w moim umieraniu ponieważ,
 Kotu poprzepalały się zwoje i chce zostać raperem, wtf skarbie?
Więc wczoraj oglądałyśmy filmy, cały wieczór.
Najpierw razem z K obejrzałyśmy Herculesa, bajka mojego dzieciństwa!
Niesamowite, oglądałam tą bajkę kiedy byłam mała a nadal pamiętam teksty wszystkich piosenek.
I dzisiejszy cały dzień latam po domu i śpiewam I won't say I'm in love 
oraz The Gospel Truth, którą ja nazywam po prostu "No to lu, panienki!"
"Spłynęły i na Olimp słodkie dni jak martini!" <3
Moi rodzice przyglądają mi się w rozbawieniu i pytają czy coś paliłam.
Skąd! Ja po prostu kocham bajki Disneya.
Czy tylko ja mam wrażenie, że te bajki są ponadczasowe?
Drugim filmem który obejrzałyśmy były "Mroczne Ciebie" Tim'a Burton'a.
Dlaczego?
Jak to dlaczego!?
Standardowa ekipa Burton'a czyli Johny Deep i Helena Bonham Carter, 
który są jednymi z moich ukochanych aktorów.
Jako, że jestem fanką twórczości pana Burton'a musiałabym powiedzieć, że film nie był taki zły.
Cóż, na pewno nie był to majstersztyk na jaki stać TB.
Szczerze mówiąc rozczarowałam się i mogę polecić ten film, tylko jeśli nie macie już czego obejrzeć.
Ale to tylko moje zdanie.
*
Może mi coś umknęło, ale właśnie uświadomiłam sobie, że zaraz kończą mi się ferie, ups.
Sama nie wiem jak to się mogło stać.
Nie jestem gotowa psychicznie na spotkanie z tymi wszystkimi ludźmi, których tak bardzo nie trawię.
Nie mówiąc już o nauce, oh, kochana matematyko - jeb się.
Dzisiejszy dzień zmarnowałam na przemeblowywanie mojego pokoju,
i sama nie wiem jak było gorzej, prawie nie tracąc przy tym życia.
Tym optymistycznym akcentem kończymy.
Namaste, bitches.




środa, 23 stycznia 2013

She swore that she loved me no never would she leave me.

Właśnie umieram ale oglądam piąty raz Fullmetal Alchemist: Brotherhood 
i mam sok pomarańczowy, czyli nie jest jeszcze tak źle na ile by to wyglądało.
Mój tata ma Iphone 5 w którym się zakochałam i mam bardzo cichą nadzieję, 
że nie ogarnie tego telefonu i koniec końców będzie on mój.
Jestem strasznym gadżeciażem więc nadal robię do niego słodkie oczy,
żeby mi go natychmiast odstąpił.
Szczerze mówiąc najbardziej chodzi mi o aparat jaki w sobie posiada Iphone,
aparat w telefonie-absurd?
i możliwość zmiany obudowy, bo chciałabym taką z liskami!
Dodatkowo mogłabym być stu procentowym hipsterem!
Mam już martensy, do tego Iphone i Starbucks, yea.
Dobra, kawa w Starbucks'ie to najlepsza kawa jaką w życiu piłam a normalnie nie znoszę kawy.
Królestwo za karmelowe latte.
Mój szwabski laptop został już oddany do serwisu i za kilka dni powinien już być z powrotem u mnie. 
Także teraz wracam do umierania i w sumie takie umieranie z Tobą wcale nie jest takie złe, Kocie.







*

Love will tear us apart.

Boże to ja żyję?!
Tak, wiem, bycie dzieckiem neo zobowiązuje
a mała przerwa od tego lajfstajla skutkuje niezłymi zaległościami.
To już drugi tydzień ferii, bul i rzal.
Szczerze mówiąc dużo się wydarzyło nie wiem czy powinnam o tym pisać,
 a raczej czy chce mi się to opisywać, w końcu co moje to moje, prawda?
Ale niech będzie, więc Poznań - Punk Not Zgred Fest, hm.
Tak, cóż, em, no...kurwa.
Powiem szczerze - tak chujowego koncertu dawno nie widziałam, 
dodatkowo dla mnie wyjazd skończył się chorobą i antybiotykami.
To mi akurat nie przeszkadza bo jestem lekomanem, nu.
Zdałam sobie sprawę, że chyba cierpię na jakąś rzadką chorobę 
a mianowicie - ciągłe wyziębienie organizmu, to by tłumaczyło moje chujowe krążenie.
"zimne ręce - dobra w łóżku!"
Tak bardzo czekałam na ten koncert, że teraz jak o tym pomyślę to mam ochotę strzelić między oczy.
Nawet moja kochana Moskwa nie porwała mnie do pogo, nie mówiąc o innych "punkowych" zespołach.
Nie wiem co się dzieje, może umieram bo to chyba jedyne wytłumaczenie.
Jednak wyjazd jako wyjazd był w porządku, dodatkowo, jak to ja, wypatrzyłam sobie kolejne rzeczy do kupienia, jednak mam porażenie mózgu, którego nie mam?, 
i większość pieniędzy przejebaliśmy na jedzenie i picie, cholerrra.
Jakieś pozytywy?
Owszem, a mianowicie - w końcu mam własnego laptopa!
Nie jest to jakiś cud techniki wszak nowy służbowy laptop mojego taty, 
który wręczył mi go wczoraj jak tylko weszłam urąbana do domu.
Ale, cholera, własny, co z tego, że Windows unicestwi się za 5 dni?
Co z tego że ma niemiecką klawiaturę i mam umlałty?!
Mindfuck, wiem.
Tak, do Ezoterycznego pojechałam o 10:40 w piątek a wróciłam
o 16:ileśtam w poniedziałek, party harddd.
Ogólnie to był taki dziwny wyjazd bo do końca nie byłam pewna tego, że faktycznie pojadę.
Gdybym wcześniej się ogarnęła na pewno przygotowałabym się do tego i nie wróciła chora.
Dzisiejszy dzień spędziłam w łóżku ale swoimi odwiedzinami uraczyły mnie D & K, czyli esencja patologii.
K przyniosła mi pyszne pączki swojej babci z marmoladą różaną, mniam!
A D przyniosła mi...em, to co zwykle, czyli ból brzucha od śmiechu.
"-Załóżmy zespół hip-hopowy o nazwie "Hulahop!
Będzie w tym i hip-hop i Koło i hulahop!"
Może ta terapia grupowa nie jest takim złym pomysłem?
Poza tym, rodzice obiecali mi "szoping" i dodatkowo myślą o
wyjeździe w lutym na weekend w góry, yey.
Nie wiem, powinnam już spać, bo fizycznie czuję się okropnie.
Bolą mnie węzły chłonne, leci mi z nosa i boli głowa.
\Ale mentalnie jest mi tak dobrze, że nie chcę się kłaść, bo boję się, że rano to minie.
Wszystko powoli się układa, z czego bardzo się cieszę.
No, prawie, wszystko.
Ale nie można mieć wszystkiego.
Chociaż mi osobiście wystarczyłby-...


piątek, 18 stycznia 2013

Nothing scares me anymore.

"Wiara w ideały to ciężkie kalectwo"
Kocham po prostu mądrości internetowych mass, gdy je znajduję, śmieję się z nich wniebogłosy.
Jednak kiedy się opamiętuję, dostrzegam, że należę do tych ludzi, którzy w nie wierzą.
Kiedy stałeś się dla mnie aniołem, złotowłosym skurwysynem z przeszywającym duszę wzrokiem,
którym mógłbyś zmusić mnie do przyznania się do rzeczy, których nigdy gdybym nie zrobiła?
Sama nie wiem co próbuję sobie udowodnić.
Moje wrodzone skurwysyństwo traci na sile i znowu daję robić z siebie
 małą bezbronną dziewczynkę, a Ty bezczelnie to wykorzystujesz. 
Najgorszym błędem wychowawczym jest wiara w cuda.
Bo prędzej uwierzę, że na końcu tęczy czeka mnie garniec jebanego złota 
i skrzat w zielonym kubraku niż to, że chcesz dla mnie jak najlepiej.
See how much fuck I give?

Dlaczego wydaje mi się, że jedyna rzecz w moim życiu
 na którą mam wpływ to moja waga?






czwartek, 17 stycznia 2013

To miasto spłonie, razem z nim sny o tym, że można nas zniszczyć.

Nie ma to jak pojechać do kina a później zrezygnować z kina bo szkoda kasy.
Tak, tylko my tak umiemy.
Jeszcze te zaoszczędzone pieniądze wydać na ubrania, to akurat umiem tylko ja.
Ale, że jestem królem wyprzedaży, znalazłam koronkowe spodenki,
 które zeszłego lata musiałam sobie odpuścić, booya!
W dodatku to rozmiar XS - jestem z siebie zajebiście dumna. <3
Mam też cieplutki czarny sweter, który już pokochałam.
Czyli znowu, bardzo oględnie mówiąc, przejebałam pieniądze, które miałam odkładać, damn it.
Ja po prostu nie jestem stworzona aby gromadzić ale wydawać!
Jak tak dalej pójdzie to będę totalnym bankrutem, a bardzo niewiele mi do tego brakuje.
Co za niewdzięczne życie.
Najgorsze jest to, że znowu znalazłam rzeczy, które trafiły na moją "must have" listę, damnnnn!





Jutro ubłagam D żeby zrobiła mi jakieś zdjęcia i zapewne jutro kolejne party hard.
Także teraz lecę ładować akumulatory i okiełznać mój organizm, bo wyraźnie mnie nie lubi.
Jebany. 

środa, 16 stycznia 2013

And if you go, I wanna go with you.

Cholera, niestety mój organizm odmawia mi posłuszeństwa.
A mianowicie po malanżu trzaska mi we łbie i mam nudności jak w co najmniej trzecim miesiącu ciąży.
Ale mimo to wczorajsze, kolejne, bajladno, naprawdę jestem zdemoralizowana i jeszcze chwalę się tym w internetach cóż, było bardzo miłe.
Dodatkowo mam trochę zdjęć w mojej ukochanej kurtce.
Nie wiem, powinnam się w końcu ogarnąć, za 5 miesięcy 18 wiosen...
 ale na razie nie mam na to ochoty.
D zadała mi wczoraj pytanie;
"jak wyglądałby Twój ostatni dzień życia?"
Jakoś unikam myślenia o tym i najgorsze jest to, że absolutnie nic nie przychodzi mi do głowy.







Ostatnie zdjęcie wymiata.
Ogólnie chciałabym nim udowodnić, że nie mam stałego skrzywienia twarzy i też potrafię się uśmiechać.
Poza tym Kot mówi, że ładnie wyglądam z rogalem. C:

Lookbook, hehe.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Let me be your cocaine.

Bardzo podobało mi się na wczorajszym melanżu.
Przekonałam się też do mojej klasy, okazało się, że mam opinię bardzo strasznej osoby i 
niektórzy zwyczajnie boją się do mnie odezwać, ah te pozory.
Jednak wódka zbliża ludzi i ja jestem w stanie potwierdzić tą tezę.
Ostatecznie do domu dotarłam o szóstej nad ranem,
a obudziłam się o czternastej, po czym podreptałam do K na bezalkoholowy melanż.
Wszyscy prawie już powiedzieli stanowcze nie demoralizacji alkoholowej ale podobno jutro znowu zmierzamy gdzieś na party hard.
Mi to tam pasuje, po co spać jak można pić, po co pić jak można pić?
"Moja silna wola pierwsza lepsza kurew - puszcza się i łajdaczy."

Zestaw z urodzin A, czyli to co kocham najbardziej - czarno, czarno wszędzie.

A to moja nowa ukochana kurtka!<3
Jest genialna a dałam za nią 35 złotych, jedyny minus to niemiecka flaga, 
którą muszę zamienić na polską.
Tak, tak wiem - uprzedzenia narodowe.
Kiedy byłam na Jarocinie pełno osób miało właśnie takie kurtki i właśnie wtedy 
chciałam komuś ją zwinąć ale niestety punki, nie zmieniają ubrań.

*
Teoretycznie nie można kochać kogoś, komu na tobie nie zależy.
No właśnie.
T E O R E T Y C Z N I E.
*


sobota, 12 stycznia 2013

Fight off your demons.

Co jest z nami nie tak?
Bardzo często zadaje sobie to pytanie.
Bo nie ma to jak pójście na domówkę a później znalezienie się w Galaxy na house party.
Doprawdy, najśmieszniejsze jest to, że sama nie pamiętam jak się tak znalazłam,
ale nie rozwijajmy wątku bo znowu wyjdzie, że nie jestem nikim innym a zdemoralizowaną młodzieżą licealną, trzeba stwarzać pozory, bardzo dobrze mi z tym idzie.
Ludzie myślą, że to ja jestem najbardziej ogarniętą osobą w grupie.
Nigdy nie dowiedzą się prawdy, mehehe.
Tak więc oprócz tego, że wczoraj mój organizm prawie
nie doznał szoku termicznego było bardzo fajnie.
Jutro mam osiemnastkę, co niestety wyklucza wyjazd do Poznania na WOŚP, Luxtorpedo!, 
ale ufam, że moi znajomi ze szkoły nie zawiodą mnie i będę mogła chociaż się pobawić.
Pomijając szczegół, że nie mam się kompletnie w co ubrać.
Moja paczka z romwe.com zaginęła, co prawda zwrócą mi pieniądze ale moja sukienka...eh.
Te zwrócone pieniądze miałam odłożyć na ferie, które zapowiadają się dość obiecująco,
ale niestety ta spódnica i ta kurtka, popsuły mi plany i już niedługo je zamawiam.<3
Dzisiaj znowu działanie, ale postaram się nie doprowadzić mojego organizmu to stanu przedśmiertnego z powodu znaczniej utraty ciepła, dlatego mam na sobie trzy swetry!
Powinno wystarczyć, ale z Nimi nigdy niczego nie mogę być pewna.



czwartek, 10 stycznia 2013

I'm not your saviour, I'm not your son.

"Nie szukam przyjaźni, ani zrozumienia, 
Żyje jak wyrzutek, margines społeczeństwa.
Wstaje w południe i zastanawiam się, 
Jak mam zmarnować kolejny dzień!"

Jutro zdjęcia, dużo zdjęć, dużo piwa, 
dużo fajek, dużo rozmów, dużo śmiechu,
bardzo dużo.






środa, 9 stycznia 2013

Promise you'll remember that your mine.

Czasami nachodzi mnie taka ochota na przeglądanie wszystkiego i  rozpamiętywanie różnych dziwnych rzeczy mających miejsce w moim życiu.
Wtedy właśnie stwierdzam, że chciałabym mieć wbudowany w czaszkę aparat by móc zatrzymywać chwile na zdjęciach, które są dla mnie jak zastygłe owady w bursztynie, kupowane przez moją mamę zawsze kiedy jesteśmy nad morzem.
Jestem człowiekiem z pamięcią fotograficzną, przez co potrafię przypominać sobie twarze i miejsca, ale także doskonale pamiętam imiona, piosenki, które słyszałam w danym miejscu, reklamy, znaki, budynki, także podczas stanu upojenia alkoholowego pamiętam wiele rzeczy.
Jednak niestety coraz częściej zdaję sobie sprawę, że powoli te wspomnienia umykają mi i nie potrafię tego powstrzymać, obawiam się, że pewnego dnia mogą po prostu wyparować a ja nawet nie zauważę kiedy.
Czytałam kiedyś książkę w której była wzmianka o religii wyznawanej przez jakieś plemię afrykańskie.
Lud ten wierzy, że po śmierci dusze umarłych przebywają w Krainie Umarłych rok, 
a później wracają do bliskich.
Jednak wracają jedynie jako duchy zamieszkujące urny, w tej postaci doradzają swoim rodzinom i czuwają nad nimi, aż do dnia kiedy rodzina nie będzie wiedziała kto jest w urnie.
Nie mam pojęcia czego o tym piszę, może uznałam, że to smutne.
Albo raczej straszne, bo co jeśli pewnego dnia obudzę się i nie będę pamiętała nic?
Znowu pusta kartka, żadnych imion, tekstów piosenek, reklam, znaków, budynków, wydarzeń, koncertów
pustka którą można zamknąć w najgorszym dla mnie słowie trzyliterowym;
nic.
*
Jutrzejsze lekcje po 30 minut są bardzo fajnym zjawiskiem, 
jednak rozsądek podpowiada mi aby jutro nie ruszać się z łóżka.
 Bardzo chciałabym go posłuchać jednak chyba będę musiała pójść 
napisać sprawdzian z angielskiego a bardzo mi się nie chce.
Dodatkowo odmówiłam spaceru z K, który pewnie zakończyłby się spacerem do Alkoholi Świata whatever, gdyż powinnam się namiętnie uczyć co bardzooo mi nie wychodzi i chyba po prostu pójdę spać.
Wybacz K, obiecuję, że w ferie będziemy na haju cały czas.
Oczywiście moje zachowanie na trzeźwo jest dużo gorsze a po magicznym płynie jestem puchata i kochana, czego niedawno doświadczyło wielu, niektórzy prawie nie dostali zawału
 jednakże nie będziemy tego powtarzać, koty.




















Wybaczcie za wielką ilość dziwnych zdjęć.
Wygrzebałam je z czeluści mojego komputera, głównie z folderu
"patologia" lovely.