piątek, 15 marca 2013

There will be no miracles here.

Piątku, ah, mój piątku.
Zbliżasz się ku końcowi i choć tyle dziś na ciebie nawyzywałam,
okazałeś się wybawieniem, radością i znów ociekałeś patologią.
No i może jeszcze trochę Ricky'm Martin'em.
Teraz nie mam ci już nic do zarzucenia i mam nadzieję, że dobra karma 
pozwoli mi przetrwać następne dwa długie tygodnie i dotrwać kwietnia.
A później maja, i w końcu, po tylu bólach i cierpieniach,
nareszcie nadejdzie długo wyczekiwany czerwiec.
A później - wakacje.
Nie zawiedź mnie, kocie.

+dziś miały być zdjęcia na lookbooka,
ale D ma porażenie mózgowe i wyszło to to na dole.
Nie powiem, że miałam moc aby wstawić to na LB,
jednak stwierdziłam, że tamci feszyn ludzie nie
pojmą boskości mojego oułtfitu i oczywiście moich 
czadowych skarpetek z hello kitty.
Tak więc postaram się zrobić jakieś porządniejsze zdjęcia,
chociaż nie ukrywam, że szczerze wolę takie oto dziwactwa
niż jakąś mega profesjonalną sesję.
Anyway, ten weekend maluje się następująco;
historia, fizyka, rosyjski, chemia,
hemoglobina, mistyfikacja, gofry, taka sytuacja.
Nie zjebmy tego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz